W nagrodę za ostatni naukowy sukces nabyłam drogą kupna- dwie rzeczy. Pierwsza, mniej fascynująca chociaż radująca moje serce- czyli sukienka. Druga to oczywiście lalka, bo i co mogłoby się pojawić na blogu.
Alors Mesdames et Messieurs- przed wami Buni!
Lalka jest malutka, wielkogłowa i szalenie sympatyczna. Pełna nazwa to What's Buni? i różne jej wcielenia możecie podziwiać na forum o kukłach . Jak widać lalce zupełnie nie do twarzy jest w potwornym i kosmicznym image'u, za to jej dziewczęce wariacje są przeurocze.
Buni występuje w trzech wcieleniach: szatynki, blondynki i rudej z grzywką. Są wersje basicowe (lalka przychodzi w sukience i butach jeno), są i bardziej rozbudowane (chciałabym położyć łapy na buniowej kuchni!), są próby odcinania kuponów od sukcesu LPS Blythe.
Buciki są gumowe, łatwe do zsunięcia i niestarannie pomalowane, za to mają wytłoczony ścieg co w sumie dodaje im uroku. Ubranko lalki estetyczne, uszyte dość biednie (nie rozchodzi się w szwach, to fakt), miłym akcentem jest opaska, którą dzięki wszytemu usztywnieniu można dowolnie układać.
Artykulacja uboga, lala macha łapami do przodu i tyłu, za to może delikatnie przechylać głowę. Włosy przyjemne w dotyku, nie sklejone- ale krzywo przycięte i rzadko wszywane. Moja Buni ma je zebrane w kitkę, więc nie widać tego za bardzo- może pozostałe Buni mające inne fryzury otrzymały obfitsze owłosienie od fabryki?
Podsumowując tę mini-recenzję- Buni to niskobudżetowa zabawka dla niepsujących dzieci (sprawia wrażenie dość delikatnej), ale mimo wszystkich jej wad jest bardzo urocza. Z chęcią bym ją uruchomiła, ale cały jej urok tkwi w proporcjach dziecka i chyba ciężko będzie znaleźć dziecięce i artykułowane ciało dla niej.
W myśl akcji "lalkarze na cmentarze", którą rozpoczęła Meddie ;) wybrałam się na największy cmentarz w Polsce. Bez obaw, zdjęcia robiłam w części parkowej, między wózkami a rowerami.
To już kolejny punkt Wyzwania Imago , który mam za sobą- tym razem >KWIATY<.
In-Joy